A przecież, dla większości tych Europejczyków, Wiązownica-Kolonia, leżąca na styku województw świętokrzyskiego i podkarpackiego, to koniec świata. Spośród kilku gospodarstw usytuowanych na skraju tej wsi szczególnie jedno jest znane i często odwiedzane. To dom sołtysa.
Tu powstają projekty, rodzą się pomysły, zapadają decyzje. To jest serce wsi. Kiedyś było znane głównie dzięki kreatywności Jacka Piwowarskiego, który był wybierany nawet na „sołtysa roku”. Od jakiegoś czasu także, a może przede wszystkim, z powodu działalność Wioli – kobiety dynamitu, jak mówią o niej wszyscy, którzy znają Wiolettę Piwowarską.
Nie pozostać w cieniu
– Kilka lat temu z mężem oraz grupą aktywnych osób rozpoczęliśmy działania w Stowarzyszeniu Aktywności Lokalnej „Dolina Kacanki”, które powstało, by inicjować różne projekty dla mieszkańców. Oboje jesteśmy społecznikami. Po latach wspólnych inicjatyw zrozumiałam, że nie chcę pozostać w cieniu męża/sołtysa oraz lokalnych działań tylko dla mieszkańców naszej wioski, dlatego rozpoczęłam pracę nad realizacją własnej działalności. Fundacja „PasjoDzielnia” okazała się być moją najważniejszą inicjatywą. Moją i wielu kobiet, które, tak jak ja, potrzebowały zmiany – opowiada.
Tworząc „PasjoDzielnię”, razem z Gosią Skwarzec podjęły wyzwanie łamania stereotypów dotyczących wsi. Chciały uwolnienia swojej kobiecości, marzeń, aspiracji. Na wsi – gdzie kobieta to przede wszystkim żona, matka, gospodyni, kobieta wpisana w role, z których wyjście grozi wykluczeniem – taka postawa nadal bywa dla wielu niewygodna.
– Działamy dla siebie, dla grupy kilkunastu wspaniałych pań, a każda nasza inicjatywa uskrzydla nas, łączy i wzmacnia więzi. Zmieniając swoje życie, wpływamy na postrzeganie nas przez innych – tłumaczy pomysłodawczyni „PasjoDzielni”. – Nasi partnerzy stają się bardziej wyrozumiali, wspierają nas. Niektórzy potrzebowali wiele czasu, by zrozumieć sens tych działań. A tym sensem jest stworzenie otwartej, bezpiecznej przestrzeni, w której każda kobieta będzie czuła się wysłuchana, zrozumiana i akceptowana – dodaje.
Filmowa stodoła
A zaczęło się od wypraw z kijkami i zajęć z jogi. Spędzały ze sobą dużo czasu. Zawiązała się stała grupa, która regularnie się spotykała. Gdy było ciepło – w stodole. Gdy przyszła zima – spotykały się na treningach sportowych w pobliskich lasach. Brakowało im jednak niezależnej przestrzeni.
Niepoważne, kapryśne, szalone – tak niektórzy patrzyli na nie, gdy zaczęły projektować miejsce spotkań, a na salę zebrań zaadaptowały stodołę. Ciemna, nieprzyjazna przestrzeń zmieniła się w pełne uroku wnętrze. Mimo rewolucyjnego nastawienia, podeszły z szacunkiem do przeszłości – „nie burzymy stodoły, tylko dajemy jej nowe życie”.
– Stworzyłyśmy niezależne kino, które zaczęło przyciągać osoby spragnione obcowania z kulturą. Zdobyłyśmy pozwolenie na odtwarzanie filmów nagrodzonych na Festiwalu Grand OFF. Na tym festiwalu otrzymałyśmy nagrodę za Najlepsze Kino Grand OFF 2020 r. – wspomina Wiola.
Długo rozglądałam się za inną rzeczywistością, szukałam miejsca, gdzie będę realizować własne pomysły, a mam ich wiele
Spotkanie nie kończy się tu wraz z ostatnim kadrem. Gdy gaśnie rzutnik, widzowie zaczynają dostrzegać delikatne zagięcia białego płótna, służącego za ekran, rozpiętego na jednej ze ścian stodoły. Wiola zachęca gości do pozostania. Każdej projekcji towarzyszy rozmowa, zapraszani są prelegenci, którzy inicjują dyskusje zainspirowane tematyką filmu.
Kino w stodole to nowatorskie połączenie, łączące naturę i kulturę. Zapach siana przypomina o niedawnym przeznaczeniu tego miejsca. Kiedyś przechowywano tu zboże, dziś jest to spichlerz intelektualny.
Serce bije mocniej
Jest magistrem ochrony środowiska. Kilka lat pracowała w firmie usługowo-handlowej. Od ośmiu lat jest trenerką kompetencji cyfrowych, współpracuje z organizacjami z terenu całego kraju w dziedzinie cyfryzacji. Obecnie pracuje w Instytucie Badań Edukacyjnych na stanowisku liderki grupy edukatorów. – Nowe technologie od dawna są mi bliskie, nasza organizacja oraz miejscowość umiejętnie potrafią je wykorzystać, czego konsekwencją jest uzyskanie przez nią miana inteligentnej wsi – smart village – opowiada Wiola.
Cyklicznie organizuje z dziewczynami w „PasjoDzielni” liczne imprezy. Bieg „wDECHĘrun”, survival dla kobiet i rodziców z dziećmi, warsztaty tworzenia naturalnych mydeł czy wspomniane kino w stodole – to niektóre z nich. Informacje o wydarzeniach zamieszcza w mediach społecznościowych.
– Można być zaangażowanym w wiele projektów, ale tylko te mają znaczenie, przy których serce bije mocniej. Tu można robić tyle wspaniałych rzeczy, tylu cudownych ludzi poznać i na zawsze zapomnieć o istnieniu niewiary w cuda – przyznaje Wiola. – Organizujemy spotkania dla kobiet, by im to uświadomić. Survivale przyciągają osoby z całej Polski, a uczestnicy to nie tylko mieszkańcy środowisk wiejskich. Obserwuję, że temat równouprawnienia, rozwoju i poczucia sprawczości dotyczy całego społeczeństwa, kobiet i mężczyzn. Im więcej osób to zauważy, tym prędzej nastąpi zmiana – przekonuje.
Nieprzypadkowość spotkań
– Długo rozglądałam się za inną rzeczywistością, szukałam miejsca, gdzie będę realizować własne pomysły, a mam ich wiele. Uczestnictwo w wydarzeniach organizowanych przez „PasjoDzielnię” jest doświadczeniem dawania i brania – podkreśla Wiola. – Jesteśmy otwarci na wszystkich, nie tylko na mieszkańców Wiązownicy-Kolonii, dlatego często w spotkaniach i projektach biorą udział ludzie z daleka. Niespodziewanie i zawsze w najbardziej wyczekanej chwili możemy liczyć na ich wsparcie. Człowiek, który proponuje wybudować schody, lub inny, który prosi o wymiary grożącego zawaleniem dachu stodoły, zjawia się nagle, proponuje pomoc, a ja nieustannie się zadziwiam nieprzypadkowością tych spotkań – dodaje.
Wydarzenia, które odbywają się w „PasjoDzielni”, przyciągają wiele osób – liczne grupy Polaków i obcokrajowców. Za każdym razem jest to inna społeczność i nowe wyzwania.
Podczas gdy dzieci przybyłych gości są zajęte malowaniem tkanin i zabawą na błotnej zjeżdżalni, rodzice chwytają instrumenty i rozpoczynają koncert. Dźwięk cajonów, grzechotek i bębnów jest niczym głos, który dociera do ludzkich serc, zachęcając je do wspólnego śpiewu.
– Razem z dziewczynami dokonałyśmy już tak wiele. Tutaj działamy i tu łapiemy oddech. Marzę, by fundacja w przyszłości była nie tylko odskocznią od codzienności, ale i miejscem pracy dla kilku najbardziej zaangażowanych wolontariuszek. W ten sposób udałoby nam się obalić krążący wśród społeczników pogląd, że z pasji żyć się nie da – deklaruje Wioletta Piwowarska. Zaraz jednak dodaje: – Gdy się zaczyna robić to, co się kocha, warto pamiętać, że można stracić coś, na czym się do tej pory stało. Dlatego tak istotne jest odnalezienie równowagi we wszystkich działaniach.